poniedziałek, 23 czerwca 2014

Wianki, pył i rudowłosa czarownica – czyli koncert Florence & the Machine na Orange Warsaw Festival



 
Kilka dni temu spełniłam swoje marzenie i wybrałam się na koncert  Florence Welch – jej fanką byłam już od dawna, a miłością do jej muzyki zaraziłam moich przyjaciół. Gdy dowiedziałam się, że wystąpi ona na tegorocznym Orange Warsaw Festival, nie mogłam przepuścić takiej okazji- czym prędzej kupiłam bilety i z niecierpliwością czekałam na to niesamowite wydarzenie.


Nie zniechęciła mnie a ni późna pora (23:10)  ani to, że nasz sektor został wyłączony ,, z powodów technicznych”.  Na szczęście dość szybko znalazłyśmy z moją mamą odpowiednie miejsca. O 23:15 stadion ucichł – na scenę weszła Florence.
Wraz z nią pojawiła się trudna do określenia, magiczna aura – artysta powinien roztaczać wokół siebie niepowtarzalną atmosferę, a Brytyjka ma to opanowane do perfekcji. Piosenkarka zaśpiewała kilka nowych utworów, ale w repertuarze znalazły się też wielkie hity jak ,,No Light, no light ’’ czy,, Dog Days are over’’. Pogoda dopisała (czytaj : nie padało), ale Florence chyba tak nie myślała-cienka sukienka z przewiewnego materiału i bose stopy na pewno nie chroniły jej przed przenikliwym chłodem. Może dlatego artystka przez cały koncert biegała po scenie jak oszalała. W pewnym momencie założyła na głowę wianek i zeszła w nim do fanów. Nagle w jej ręce ni stąd ni zowąd pojawiła się fiolka z brokatem, który już po chwili niczym wróżkowy pył okrywał włosy, ubrania i twarze stojących pod sceną, a także samą Florence.
 












Wprawdzie śpiew Florence był fantastyczny, ale nagłośnienie na stadionie było fatalne – czasami ledwo dawało się zrozumieć, co mówi piosenkarka, nie mówiąc o tym, że subtelne niuanse, w które bogaty jest jej śpiew, były nie do wychwycenia. Poza tym koncert trwał jedynie półtorej godziny i choć nie ma się czemu dziwić, bo był to jeden z występów na festiwalu, to jednak pozostał spory niedosyt – szczególnie, że nie było bisów, których sina z zimna Florence nie zdecydowała się wykonać przy ludziach szybko opuszczających stadion.


Bardzo bym chciała jeszcze raz wybrać się na koncert  Florence & the Machine. Ich tegoroczny występ udowodnił, że są na żywo tak dobrzy jak na płytach. A z dobrą akustyką mogą być nawet dużo lepsi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz