wtorek, 22 października 2013

Jesienią o wakacjach...


Za oknem świat mieni się kolorami spadających liści, drzewa zmieniają się nie do poznania, a ptaki w popłochu odlatują do ciepłych krajów… Tak, to już jesień. Blade październikowe słońce i mroźny powiew wiatru zdecydowanie dają się we znaki. Tegoroczne wakacje dawno za nami, a do Świąt nadal daleko. Jesień dłuży się niemiłosiernie i już od pierwszych tygodni września uprzykrza nam życie. Tak więc, żeby nie popaść w szkolną depresję, postanowiłam odświeżyć swoje wspomnienia z najlepszego okresu w całym roku – wakacji.

Przyznam szczerze, że w tym roku lato początkowo bardzo mi się dłużyło. W pierwszym tygodniu wakacji nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Dopiero 6-go lipca wyjechałam na obóz harcerski (wszystkim polecam – naprawdę warto!), który był przyjemnym oderwaniem od nudnej bezczynności. Gdy wróciłam (31.07) znowu miałam kilkanaście dni przerwy. Jednak ten okres szybko minął. Mogłam leniwie odpoczywać i robić to, co lubię, a na co zazwyczaj nie mam czasu.
Następnie, wraz z rodziną, wyjechałam na tygodniową wyprawę do Karwi (niedaleko Władysławowa). Piękna miejscowość i nawet z centrum miasta jest tylko kilka minut na plażę. Pogoda dopisywała, dlatego codziennie spędzaliśmy kilka godzin nad brzegiem morza. Pozostały czas poświęcaliśmy głównie na zwiedzanie okolicy i kupowanie pamiątek oraz lodów i gofrów na mieście :). Kiedy nadszedł dzień wyjazdu, spakowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę powrotną (trwała około 7 godzin).
Już dzień później siedzieliśmy w samochodzie i rozmyślaliśmy o tym, kiedy dojedziemy w kolejne zaplanowane miejsce. Tym razem za granicę. Mieliśmy w planie zwiedzić Wiedeń, a po drodze zrobić postoje w Wambierzycach i w stolicy Czech. Praga wywarła na mnie wielkie wrażenie, ale że byliśmy tam tylko jeden dzień, opowiem szerzej o Austrii.

Centrum stolicy Czech – rynek i Ratusz

Tygodniowa wycieczka do Wiednia…

Faktycznie piękne miasto. Wiele atrakcyjnych budynków i aż 6 linii metra! Komunikacja jest bardzo wygodna. Miło zwiedzało się każdą ulicę.

Oto pierwszy z licznych zabytków, jaki zobaczyliśmy:
Monumentalna Bazylika św. Karola Boromeusza
To jedna z najpiękniejszych budowli Europy z okresu Baroku. Nic dziwnego, że dookoła nie brakowało turystów.

Wizyta u cesarzowej…

Postanowiliśmy zwiedzić również słynny Schonbrunn – dawną siedzibę sławnego cesarza Franciszka Józefa i Elżbiety Bawarskiej (zwanej Sisi).


Pałac ma ponad 300 lat i obejmuje ponad 1440pokoi, z których do zwiedzania przeznaczone jest ponad 40 najpiękniejszych. Ich wystrój jest niesamowity. Liczne freski, portrety i królewskie meble są zachowane w świetnym stanie. Przed wejściem turyści dostają specjalny pilot. Każdy pokój ma numer, który wybiera się na „telefonie”. W słuchawce rozlega się wtedy krótka informacja na temat  miejsca, w którym się znajdujesz – i to także po polsku. Jest to bardzo praktyczne.
Zwiedzanie nie zawsze musi być nudną lekcją muzealną. W przypadku Schonbrunnu jest fascynującą lekcją historii. Na przykładzie rodzeństwa mogę stwierdzić, że zwiedzanie tego przestronnego pałacu i odtwarzanie automatycznego przewodnika podoba się nawet sześciolatkom.

Dzień w wesołym miasteczku… :)

Oczywiście oprócz zwiedzania pięknych zabytków znaleźliśmy również czas na rozrywkę. Możliwe, że ktoś kojarzy słynne wesołe miasteczko w Wiedniu o nazwie Prater. Jest tam ponad 100 atrakcji! Każda wygląda wspaniale, lecz w jeden dzień nie da się wszystkiego obejść.

Widok na Prater z lotu ptaka – a dokładnie z wiedeńskiego Diabelskiego Koła (pierwszej atrakcji).

Gdy jesteś na jego szczycie, patrzysz w dół z wysokości 66 metrów.
Wydawałoby się, że to wysoko, ale tylko dla tych, którzy nie byli na Turmie – wielkiej karuzeli sięgającej 117 metrów! To dopiero było prawdziwe przeżycie. 
Najpierw wsiadasz na krzesełko powiązane z całą konstrukcją jedynie cienkim łańcuchem (nasuwa się wtedy tylko jedna myśl: czy to na pewno bezpieczne?!). Następnie zapinasz specjalne pasy, a już po chwili unosisz się w powietrzu… Gdy krzesełko znajduje się na wysokości około 10 metrów, słup zaczyna się obracać. W ten wspaniały sposób unosisz się, a jednocześnie się kręcisz :).

Muszę przyznać, że Prater był dla mnie główną atrakcją wyjazdu. Przecież na co dzień nie mamy możliwości podziwiania Wiednia z lotu ptaka :).

Co prawda do następnych wakacji jeszcze sporo czasu, ale wyjazdy planować można z wyprzedzeniem, dlatego szczerze polecam Wiedeń, Pragę, ale również nadmorską Karwię.
Dużo zwiedzania, dobrej zabawy i oczywiście wspomnień – zwłaszcza na ponury czas jesieni! 

poniedziałek, 21 października 2013

Ludzka twarz herosa - wywiad z Herkulesem

Herkules jest znany ze swojej mężności i odwagi. My pytamy go o dzieciństwo, życie rodzinne i odczucia związane z życiem na Olimpie.

Blog na Ogrodowej: Chyba wszyscy cieszymy się, widząc Cię szczęśliwego u boku pięknej małżonki. Czy widmo dawnych żon nie przeszkadza Ci w małżeństwie?
Herkules: Dwa nieudane małżeństwa traktuję jako życiowe lekcje. Zdobyłem doświadczenie i już nie popełnię tych samych błędów. W pewien sposób jestem wdzięczny Dejanirze i Megarze - dzięki nim dojrzałem.

B.:  Przepraszam za osobiste pytanie. Czy czujesz żal do Dejaniry?
H.:  Na początku bardzo cierpiałem. Fizycznie i psychicznie (śmiech). Teraz patrzę na to z dystansem - pogodziłem się ze swoją przeszłością. Ale wtedy nie było bardziej nieszczęśliwego człowieka niż ja - zranił mnie brak zaufania Dejaniry.

B.: Czy jako dziecko zdawałeś sobie sprawę ze swojej ogromnej siły?
H.: Jak najbardziej! I bardzo mnie to bawiło. Inne dzieci były zależne od swoich rodziców, a ja sam potrafiłem o siebie zadbać. Miałem z tego dużą frajdę.

B.: Czy wobec tego miałeś szczęśliwe dzieciństwo?
H.: Tak, dobrze wspominam ten czas - nigdy mi niczego nie brakowało.

B.: Ziemia była miejscem, gdzie się wychowałeś. Odszedłeś z niej w wielkich mękach, ale wynagrodzono Ci to nieśmiertelnością.Czy brakuje Ci twojego ludzkiego życia?
H.: Na początku trudno było mi się przystosować, ale Hebe bardzo mi w tym pomogła. Życie na Ziemi mimo wszystko wspominam dobrze. Tutaj, na Olimpie, jest łatwiej. Przede wszystkim jestem nieśmiertelny! (śmiech)

niedziela, 20 października 2013

Sierpień 1944 – pamiętajmy!



„Sierpniowe Niebo – 63 Dni chwały” to polski dramat wojenny. Reżyserem
i twórcą scenariusza jest Ireneusz Dobrowolski. To jego debiut fabularny. Premiera filmu odbyła się 13 września br. w Teatrze Wielkim. Warto na wstępie zaznaczyć, że w  filmie wykorzystano czarno-białe sceny pochodzące z nieznanych dotychczas nagrań archiwalnych, wpleciono je w fabułę, co dodatkowo uwiarygodniło opowiadaną przez dzieło historię.
            W filmie udział wzięli min.: Anna Nehrebecka, Anna Romantowska, Łukasz Konopka, Stanisław Brejdygant.  Po raz ostatni mieliśmy również okazję zobaczyć wielkich aktorów: Krzysztofa Kolbergera i Jerzego Nowaka.
Akcja filmu rozgrywa się dwuwymiarowo: współcześnie, w sierpniu 2012 r.  i w przeszłości, w sierpniu 1944r. Jest to z jednej strony opowieść o siedemnastoletniej Basi (debiut Kaji Grabowskiej), przeżywającej swoją pierwszą miłość w przeddzień Powstania. Basia z wiarą w zwycięstwo staje do walki w powstańczych szeregach o wolną Warszawę, wbrew woli mamy i dziadka. Z drugiej strony poznajemy bogatych i bezdusznych inwestorów, którzy w obliczu makabrycznego odkrycia na jednej z warszawskich budów, chcą zataić fakty w obawie przed stratami biznesowymi. Dramatyczna walka o wolną Warszawę w zestawieniu z zapomnieniem i niedocenieniem poświęcenia przodków porusza i zastanawia.
Najmocniejszą stroną filmu jest oprawa muzyczna, która najbardziej mi się podobała. Patriotyczny hip-hop zespołów  Hemp Gru i Drum Freaks wywarł na mnie ogromne wrażenie.
Byłem także zaskoczony scenerią zniszczonej Warszawy, ponieważ nigdy wcześniej nie widziałem takich zdjęć. „Sierpniowe niebo – 63 dni chwały” to  film, który powinien obejrzeć każdy z młodego pokolenia. Nie tylko ze względu na to, że przypomina nam tę dramatyczną i bohaterską walkę młodych ludzi w czasie Powstania Warszawskiego.
Z kolei ukazanie współczesnych, pozbawionych emocji biznesmenów, którzy za nic mają poświęcenie powstańców daje nam do myślenia. Pozostawia refleksję, czy my postąpilibyśmy tak samo, jak tamci młodzi ludzie? Czy stanęlibyśmy razem do walki o wolność?  Niektórzy mieli przecież tyle lat, co my.
W pewnych momentach film na pewno przeraża.  Trudno mi było uwierzyć w okrucieństwo czasów wojny, a teraz obraz krwi i dramatu, jaki rozegrał się wtedy w Warszawie pozostanie na zawsze w mojej pamięci.
       Wśród minusów filmu wymieniłbym zaprezentowanie znikomej ilości  faktów historycznych i poruszenie zbyt wielkiej liczby wątków (zwłaszcza w części dotyczącej współczesności), które zostały niewyjaśnione.
        Gorąco jednak polecam ten film. Naprawdę warto go obejrzeć! 

czwartek, 17 października 2013

Czas


Śpieszymy się, nie wiedząc gdzie
Biegniemy wciąż, mijając się
Mówimy 'Cześć', na resztę czas
nadejdzie gdy złapiemy że 
cenniejszy on, niż wszystko co
możemy mieć, bez niego nic
nie dzieje się
bez niego nic...

piątek, 11 października 2013

Co robiliśmy w Częstochowie?

  Dwudziestego pierwszego września Anno Domini 2013 :) o godzinie 5.45 odbyła się zbiórka uczestników pielgrzymki do Częstochowy. Gimnazjaliści, dyrektor szkoły, nauczyciele, ojciec Emilio oraz około 20 sodalisów (członków Sodalicji Mariańskiej) stawiło się punktualnie. Atmosfera, przynajmniej wśród uczniów, panowała taka, jaka może panować tylko w deszczowy, ciemny, ponury poranek. Do jej poprawy nie przyczyniła się wiadomość o opóźnieniu autokaru. W efekcie wsiedliśmy do wyczekiwanego autobusu aż 25 minut po planowanej godzinie wyjazdu (6.00). 

  Już w lepszych humorach za sprawą ogrzewania w autobusie rozpoczęliśmy trasę do Częstochowy. Droga dłużyła się niemiłosiernie - na szczęście kierowca zatrzymał się na stacji benzynowej, aby "rozprostować kości"; wszyscy wypadli z pojazdu popędzani silną potrzebą dotarcia do toalety. 

Wśród głośnych szumów, szeleszczących papierków i ogólnego chaosu dojechaliśmy po 4 godzinach, około godziny 10.30. Od razu udaliśmy się do domu sióstr Zawierzanek, które serdecznie przyjęły nas w swoje progi. Na wejściu przywitały nas maryjne śpiewy kolegów z Włocławka - grupy,  która równolegle z nami przyjechała do Częstochowy. Spędziliśmy tam ciekawe i owocne półtorej godziny, celebrując wspólną modlitwę i poznając uczestników.   Przebrani w stroje galowe, zaplątani w nieumiejętnie zawiązane krawaty popędziliśmy na Drogę Krzyżową - wraz z członkami Sodalicji jeszcze raz przebyliśmy drogę cierniową Chrystusa. Trwała ona około półtorej godziny. Zaraz po jej zakończeniu poszliśmy na uroczystą Mszę Świętą do Archikatedry, którą prowadził słynny z programu "Ziarno" biskup archidiecezji częstochowskiej Antoni Długosz. W świątyni był tak ogromny tłok, że biskup, chcąc dotrzeć z komunią do jak najdalszych zakątków katedry, zgubił się w tłumie. Po chwili zamieszania oszołomiony duchowny odnalazł drogę powrotną na ambonę, gdzie w tym czasie pierwsza klasa gimnazjum zawierzyła się Matce Bożej. Po zakończeniu godzinnej Mszy mieliśmy przerwę na obiad.

  Ledwo zdążyliśmy strawić, a już pędziliśmy na jeden z ostatnich punktów naszego programu dnia: różaniec, który zaczął się o godzinie 15.00 i trwał do godziny 17.00. Po zakończeniu modlitwy, poszliśmy na wspólnego grilla, po czym, o godzinie 18.30 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Ledwo trzymając się na nogach ze zmęczenia, po około czterech godzinach, dotarliśmy do Warszawy.

  Mimo, że wycieczka była wyczerpująca, to wydarzenia i przeżycia religijne na długo pozostaną w naszej pamięci.

poniedziałek, 7 października 2013

Castillo del Morro, Kuba

Kuba jest krajem bardzo wyjątkowym. Jest tam wiele pięknych zatok, plaż, po ulicach przesuwają się stare samochody, atmosfera jest zrelaksowana i zadymiona od cygar. Czas jakby zatrzymał się pół wieku temu i nie ruszył z miejsca.


W XVI wieku toczyła się nieustanna wojna o skarby Ameryki Południowej. Łupem piratów padały zarówno hiszpańskie galeony wyładowane złotem i srebrem, jak i ich porty na Karaibach. Santiago de Chile było atakowane przez korsarzy przez ponad sto lat, od ok. 1530 do 1680 roku. Początkowo byli to niezrzeszeni złodzieje, działający na własną rękę. Później, od początku XVII wieku Francuzi, Duńczycy i Anglicy zaczęli wysyłać okręty przeciw ich wspólnemu wrogowi, Hiszpanii. Najsłynniejszymi spośród piratów pływających pod banderą Brytanii byli Christopher Myngs i Henry Morgan. Za swoje podboje zostali nagrodzeni szlachectwem.

U wejścia do zatoki niedaleko miasta Santiago, stoi Castillo del Morro, najpiękniejsza twierdza na Kubie. Budowana była od 1633 roku, a skończona dopiero w 1639. Budowla miała bronić miasto przed nieustannymi napaściami piratów. Po tym jak konflikt ucichł, w 1775 została zmieniona w więzienie.

Zachodnia część twierdzy, po lewej widoczny zamek nad fosą



W latach 1775-1830 na Karaiby sprowadzano z Afryki bardzo wielu niewolników. Na początku XIX wieku Murzyni, niewolnicy i wyzwoleńcy stanowili ponad połowę populacji kraju. Na Kubie rozwinął sie przemysł cukrowniczy: wyspa stała się światowym potentatem cukrowym, nawet po zniesieniu niewolnictwa. Santiago de Cuba było pierwszym miastem, w którym wyładowywano transporty niewolników. Wielu z nich przetrzymywano w Castillo del Morro.
 U schyłku 19 wieku znów stała sie twierdzą podczas bitwy Hiszpanów z flotą Ameryki Północnej. Odrestaurowana, jest zabytkiem narodowym od lat 60. XX wieku.

Wewnątrz zamku znajduje się Museo de la Pirateria, prezentujące dzieje korsarstwa na Karaibach. Wystawione są mapy, rysunki, pistolety, kordelasy i inna broń. Jest też most 
przerzucony nad fosą, który  zachował się w nienaruszonym, oryginalnym stanie. Z głównego dziedzińca można dojść do kaplicy, koszar, biur garnizonu i podziemnych pomieszczeń.

Wieża północna. Panorama wyspy.


Źródło: Najsłynniejsze Miejsca i Budowle Świata, Dorling Kindersley,
Wydawnictwo Wiedza i Życie, Warszawa 2007