niedziela, 17 listopada 2013

Nieznana przygoda Małego Księcia (dedykowana moim chłopcom z III G)

Planetoida B-680 należała do całkiem młodych, a przy tym znacznie większych od tych, które zamieszkiwał  Pijak czy Król. Mały Książę rozglądał się z wielkim zaciekawieniem - wśród wysokich traw zauważył zarośniętą  piaskownicę, zardzewiałą zjeżdżalnię i skrzypiącą niemiłosiernie huśtawkę. Obok było także zaniedbane  boisko, na to przynajmniej wskazywała stojąca  smętnie w chaszczach bramka. Tuż przy niej Mały Książę znalazł całkiem nową, raczej nieużywaną piłkę, z której niemal całkowicie uszło  powietrze. Zabrał ją ze sobą i zaintrygowany ruszył przed siebie. Minął niewielki basen, w którym nie było wody, pustą ściankę do wspinaczki i hamak rozpięty  pod drzewem, przy którym stała wysoka półka zapełniona książkami. Mały Książę przebiegł wzrokiem po wypisanych na grzbietach  tytułach i nazwiskach  (Dostojewski, Saint–Exupery, Tołstoj, Bułhakow, Sapkowski, Huxley, Tolkien i setki innych). Niewiele mu mówiły, ale poczuł w sercu jakieś ciepło pomieszane z bólem – bo nietknięte, porzucone tomy  wydawały  mu się porażająco samotne i smutne. Nie ma chyba bardziej przygnębiającego widoku niż książka, której sekretów nikt nie chciał poznać. 

Jakby wymarła planeta coraz mniej podobała się małemu przybyszowi. W dodatku wśród traw Mały Książę  zobaczył dobrze mu znane chwasty – złowrogie pędy baobabów. Było ich całkiem sporo, a niektóre dość wysoko wybujały i wyrwanie ich wymagałoby nie lada wysiłku.

Mały Książę uznał, że planeta jest opuszczona i wypatrywał, czy nie będą nad nią przelatywać dzikie ptaki, gdy wtem zauważył nikłe światełko wśród drzew. Kiedy podszedł bliżej, zobaczył niewielki, kwadratowy domek, w którego oknie co jakiś czas pojawiały się różnobarwne rozbłyski. Popchnął niepewnie drzwi, które otworzyły się z  trudem i przeciągłym jękiem.

Wewnątrz panował zaduch, po podłodze  walały się porozrzucane ubrania, brudne naczynia i resztki jakiegoś jedzenia. Na środku  pokoju, przed wielkim monitorem,  siedział dość gruby chłopak. Zaniedbane włosy tłustymi strąkami opadały na niezdrowo wyglądającą twarz, rozświetloną jedynie żółtawym światłem ekranu. W szkłach wielkich okularów tańczyły  kolorowe rozbłyski.
-Kim jesteś?- zapytał Mały Książę, ale nie uzyskał odpowiedzi. Chłopak zajęty był wciskaniem rozmaitych klawiszy, na uszach zaś miał słuchawki, z których dochodziło co jakiś czas donośne wziuiuuum, wziuuuuum, siup, buuuum, trach,  tratatatata.
-Kim jesteś?–ponowił pytanie Mały Książę, który nie zwykł był szybko rezygnować.
I tym razem nie doczekał się odpowiedzi – ale nagle  ekran przygasł nieco, a chłopak zdjął słuchawki i cisnął nimi ze złością na stół.
-Niech to, zawsze musze być w teamie z jakimiś cholernymi noobami, to strata czasu, kto daje konta takim kretynom? Po co oni logują?
Mały Książę niewiele z tego zrozumiał, chociaż nie spodobały mu się te słowa.
-Kim jesteś? – zapytał po raz trzeci. Wtedy dopiero został zauważony.
-Jestem Graczem.
-Graczem?
-Gram w grę. Na komputerze – tu chłopak  wskazał na stojące pod stolikiem  brzęczące cicho urządzenie migoczące jakimiś lampkami.
-Nigdy jeszcze nie grałem w grę. Na mojej planecie nie było komputera. Ale znalazłem to – Mały Książe pokazał piłkę – można by ja nadmuchać i się pobawić.
-No co ty – Gracz był wyraźnie zdegustowany- W piłkę? Mam chyba jakąś Fifę,  mogę ci potem zainstalować.
-Zainstalować?
-Z jakiej planety ty się urwałeś? – jęknął Gracz.-Teraz gra się na komputerze. To najlepsza rozrywka. Możesz grać w piłkę, skakać po dachach, wspinać po ścianach – i wcale się nie zmęczysz.
-Ale czy w zabawie nie chodzi też trochę o to, by się męczyć?
-Skoro technika pozwala nam się nie męczyć, to  trzeba korzystać z tego dobra, prawda? Kto o zdrowych zmysłach chciałby się męczyć, skoro nie musi? I we wszystkim bez żadnego wysiłku może być najlepszy.
Mały Książę pomyślał, że nic, co nie wymaga wysiłku, nie jest tak naprawdę godne uwagi.
-Musisz być tu bardzo samotny. – powiedział po chwili.
-Samotny? No co ty. Mam tysiąc przyjaciół na facebooku.
-Tysiąc przyjaciół? – zdumiał się Mały Książę. – Musiałeś ich oswajać  całymi latami…
-Oswajać? Latami?  Coś ty, jedno kliknięcie i już jest przyjaciel.
-Spędzacie ze sobą dużo czasu?
-Nie, wcale. Czy to nie wspaniałe? Znam tysiące osób, a wcale nie muszę marnować na nich czasu. No, z niektórymi gram sobie w różne gry. Ale w większości są  to nooby.
-Nigdy cię nie odwiedzają, nawet gdy jest ci smutno lub gdy jesteś chory?
Gracz wzruszył ramionami.
-Gdy mi smutno, włączam grę.
-Widziałem, że masz dużo książek...
Gracz tylko machnął ręką. 
–Nie wiem po co tu one. Nic lepiej nie rozwija wyobraźni niż gry.  Poza tym mogę dzięki nim przeżywać wspaniałe przygody - sto razy lepsze niż te opisane beznadziejnie  w jakichś nudnych książkach.  W grze zawsze wybieram to, co mi się podoba i nikt tam się z niczym nie wymądrza.  A jak coś pójdzie nie tak, to można  wczytać grę na nowo. Poza tym te przygody… Bardzo lubię gry przygodowe.
 -Skoro tak lubisz przygody, to może wyruszysz ze mną w podróż? Na pewno nas spotka coś niesamowitego.
Gracz spojrzał na Małego Księcia z góry i poprawił okulary.
-I narażać się na trudy, chłód, głód, pragnienie i niebezpieczeństwa? Nie, dziękuję bardzo. Poza tym w grze mogę być  n a p r a w d ę    k i m ś. Bohaterem, obrońcą świata, wielkim herosem. A kim byłbym tu? Małym, zbłąkanym chłopcem w głupich okularach?  Wolę  b y ć   s o b ą   w  g r z e.
-Tylko gra i gra…. – zauważył Mały Książę . Grasz i wydaje ci się, że jesteś kimś. Ale moim zdaniem przegrywasz teraz  w najważniejszej grze. Przegrywasz własne życie. Twój prawdziwy świat umiera i pustoszeje i choć jest taki wielki,  nie ma w nim miejsca na zachody słońca, różę czy lisa...
-Mogę zrobić co chcę z moim życiem. Poza tym my,  Gracze, mamy wiele żyć! – chłopak przetarł okulary. - A teraz wybacz, bo gra się załadowała.

Odwrócił się  do monitora i wcisnął na głowę słuchawki, z których niebawem zaczęły się rozlegać dźwięki strzałów i wybuchów. Ekran migotał jasnym światłem tak, że postać Gracza zupełnie się rozmywała w roztańczonych, oślepiających błyskach. Mały Książę odłożył piłkę, westchnął ciężko i cichutko wymknął się za drzwi.

Powiódł wzrokiem po niegdyś pięknej, teraz opustoszałej i ginącej między pędami baobabów planecie.


I zapłakał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz