Planetoida
B-680 należała do całkiem młodych, a przy tym znacznie większych od tych, które
zamieszkiwał Pijak czy Król. Mały Książę
rozglądał się z wielkim zaciekawieniem - wśród wysokich traw zauważył zarośniętą
piaskownicę, zardzewiałą zjeżdżalnię i
skrzypiącą niemiłosiernie huśtawkę. Obok było także zaniedbane boisko, na to przynajmniej wskazywała stojąca smętnie w chaszczach bramka. Tuż przy niej
Mały Książę znalazł całkiem nową, raczej nieużywaną piłkę, z której niemal
całkowicie uszło powietrze. Zabrał ją ze
sobą i zaintrygowany ruszył przed siebie. Minął niewielki basen, w którym nie było
wody, pustą ściankę do wspinaczki i hamak rozpięty pod drzewem, przy którym stała wysoka półka
zapełniona książkami. Mały Książę przebiegł wzrokiem po wypisanych na
grzbietach tytułach i nazwiskach (Dostojewski, Saint–Exupery, Tołstoj,
Bułhakow, Sapkowski, Huxley, Tolkien i setki innych). Niewiele mu mówiły, ale poczuł w sercu jakieś
ciepło pomieszane z bólem – bo nietknięte, porzucone tomy wydawały mu się porażająco samotne i smutne. Nie ma
chyba bardziej przygnębiającego widoku niż książka, której sekretów nikt nie
chciał poznać.
Jakby
wymarła planeta coraz mniej podobała się małemu przybyszowi. W dodatku wśród
traw Mały Książę zobaczył dobrze mu
znane chwasty – złowrogie pędy baobabów. Było ich całkiem sporo, a niektóre dość
wysoko wybujały i wyrwanie ich wymagałoby nie lada wysiłku.
Mały
Książę uznał, że planeta jest opuszczona i wypatrywał, czy nie będą nad nią
przelatywać dzikie ptaki, gdy wtem zauważył nikłe światełko wśród drzew. Kiedy
podszedł bliżej, zobaczył niewielki, kwadratowy domek, w którego oknie co jakiś
czas pojawiały się różnobarwne rozbłyski.
Popchnął niepewnie drzwi, które otworzyły się z trudem i przeciągłym
jękiem.
Wewnątrz
panował zaduch, po podłodze walały się
porozrzucane ubrania, brudne naczynia i resztki jakiegoś jedzenia. Na środku pokoju, przed wielkim monitorem, siedział dość gruby chłopak. Zaniedbane włosy
tłustymi strąkami opadały na niezdrowo wyglądającą twarz, rozświetloną jedynie
żółtawym światłem ekranu. W szkłach wielkich okularów tańczyły kolorowe rozbłyski.
-Kim
jesteś?- zapytał Mały Książę, ale nie uzyskał odpowiedzi. Chłopak zajęty był
wciskaniem rozmaitych klawiszy, na uszach zaś miał słuchawki, z których
dochodziło co jakiś czas donośne wziuiuuum, wziuuuuum, siup, buuuum,
trach, tratatatata.
-Kim
jesteś?–ponowił pytanie Mały Książę, który nie zwykł był szybko rezygnować.
I
tym razem nie doczekał się odpowiedzi – ale nagle ekran przygasł nieco, a chłopak zdjął
słuchawki i cisnął nimi ze złością na stół.
-Niech
to, zawsze musze być w teamie z jakimiś cholernymi noobami, to strata czasu,
kto daje konta takim kretynom? Po co oni logują?
Mały
Książę niewiele z tego zrozumiał, chociaż nie spodobały mu się te słowa.
-Kim
jesteś? – zapytał po raz trzeci. Wtedy dopiero został zauważony.
-Jestem
Graczem.
-Graczem?
-Gram
w grę. Na komputerze – tu chłopak wskazał na stojące pod stolikiem brzęczące cicho urządzenie migoczące jakimiś
lampkami.
-Nigdy
jeszcze nie grałem w grę. Na mojej planecie nie było komputera. Ale znalazłem
to – Mały Książe pokazał piłkę – można by ja nadmuchać i się pobawić.
-No
co ty – Gracz był wyraźnie zdegustowany- W piłkę? Mam chyba jakąś Fifę, mogę ci potem zainstalować.
-Zainstalować?
-Z
jakiej planety ty się urwałeś? – jęknął Gracz.-Teraz gra się na komputerze. To
najlepsza rozrywka. Możesz grać w piłkę, skakać po dachach, wspinać po ścianach
– i wcale się nie zmęczysz.
-Ale
czy w zabawie nie chodzi też trochę o to, by się męczyć?
-Skoro
technika pozwala nam się nie męczyć, to
trzeba korzystać z tego dobra, prawda? Kto o zdrowych zmysłach chciałby
się męczyć, skoro nie musi? I we wszystkim bez żadnego wysiłku może być
najlepszy.
Mały
Książę pomyślał, że nic, co nie wymaga wysiłku, nie jest tak naprawdę godne uwagi.
-Musisz
być tu bardzo samotny. – powiedział po chwili.
-Samotny?
No co ty. Mam tysiąc przyjaciół na facebooku.
-Tysiąc
przyjaciół? – zdumiał się Mały Książę. – Musiałeś ich oswajać całymi latami…
-Oswajać?
Latami? Coś ty, jedno kliknięcie i już
jest przyjaciel.
-Spędzacie
ze sobą dużo czasu?
-Nie,
wcale. Czy to nie wspaniałe? Znam tysiące osób, a wcale nie muszę marnować na
nich czasu. No, z niektórymi gram sobie w różne gry. Ale w większości są to nooby.
-Nigdy
cię nie odwiedzają, nawet gdy jest ci smutno lub gdy jesteś chory?
Gracz
wzruszył ramionami.
-Gdy
mi smutno, włączam grę.
-Widziałem, że masz dużo książek...
Gracz
tylko machnął ręką.
–Nie wiem po co tu one. Nic lepiej nie rozwija wyobraźni
niż gry. Poza tym mogę dzięki nim przeżywać
wspaniałe przygody - sto razy lepsze niż te opisane beznadziejnie w jakichś nudnych książkach. W grze zawsze wybieram to, co mi się podoba i
nikt tam się z niczym nie wymądrza. A jak
coś pójdzie nie tak, to można wczytać
grę na nowo. Poza tym te przygody… Bardzo lubię gry przygodowe.
-Skoro tak lubisz przygody, to może wyruszysz
ze mną w podróż? Na pewno nas spotka coś niesamowitego.
Gracz
spojrzał na Małego Księcia z góry i poprawił okulary.
-I
narażać się na trudy, chłód, głód, pragnienie i niebezpieczeństwa? Nie,
dziękuję bardzo. Poza tym w grze mogę być n a p r a w d ę k i m ś. Bohaterem, obrońcą świata, wielkim
herosem. A kim byłbym tu? Małym, zbłąkanym chłopcem w głupich okularach? Wolę b y
ć s o b ą
w g r z e.
-Tylko
gra i gra…. – zauważył Mały Książę . Grasz i wydaje ci się, że jesteś kimś. Ale
moim zdaniem przegrywasz teraz w najważniejszej
grze. Przegrywasz własne życie. Twój prawdziwy świat umiera i pustoszeje i choć
jest taki wielki, nie ma w nim miejsca
na zachody słońca, różę czy lisa...
-Mogę
zrobić co chcę z moim życiem. Poza tym my,
Gracze, mamy wiele żyć! – chłopak przetarł okulary. - A teraz wybacz, bo
gra się załadowała.
Odwrócił
się do monitora i wcisnął na głowę
słuchawki, z których niebawem zaczęły się rozlegać dźwięki strzałów i wybuchów.
Ekran migotał jasnym światłem tak, że postać Gracza zupełnie się rozmywała w
roztańczonych, oślepiających błyskach. Mały Książę odłożył piłkę, westchnął
ciężko i cichutko wymknął się za drzwi.
Powiódł
wzrokiem po niegdyś pięknej, teraz opustoszałej i ginącej między pędami baobabów
planecie.
I
zapłakał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz