czwartek, 15 maja 2014

"Smak Curry" - opowieść z lunchboxem w roli głównej

  „Smak Curry” to jeden z nowszych filmów wyświetlanych w Kinie Muranów. Wyreżyserowany przez Ritesh Batrę, jest na pozór zwykłą historią z zabieganym indyjskim miastem w tle. I pomimo tego, że nie udało mi się znaleźć w Internecie żadnej dobrej recenzji na jego temat, i że nikomu, z kim byłam w kinie, film się nie podobał, postanowiłam napisać o nim pozytywną recenzję, ponieważ moim zdaniem jest godny uwagi.
  Batra snuje opowieść o samotnym, starzejącym się Hindusie imieniem Saajan Fernandez, który przez pomyłkę otrzymuje menażki z jedzeniem przygotowanym dla kogoś innego.  Drugim głównym bohaterem tej historii jest Ila - zaniedbywana przez męża-biznesmena młoda kobieta, która codziennie gotuje dla niego posiłek do pracy. Jej potrawy trafiają jednak do Saajana. Gdy kobieta odkrywa, że to nie mąż wylizuje do czysta przywiezione mu talerze, zaczyna do jedzenia w menażce dołączać liściki. Tak zaczyna się znajomość dwojga bohaterów.


  W Indiach istnieje świetnie zorganizowany system dostarczania posiłków przygotowanych przez kobiety dla ich mężów siedzących całymi dniami w biurach. Osoby dostarczające jedzenie to dabawallas, co w języku Marathi oznacza „niosącego pudełko”.  W Bombaju, który stanowi scenerię filmu, jest około 5 tysięcy takich dostawców. Teoretycznie kurierzy nigdy nie zawodzą swoich klientów (chociaż, jak widać w filmie, czasem zdarzają się im pomyłki) – w fabule pojawia się wątek pracowników Harvardu, którzy przyjechali do Indii, aby uczyć się od nich logistyki. Profesja dabawalla powstała w wyniku połączenia kultur brytyjskich kolonizatorów i lokalnej indyjskiej ludności. Anglikom, którzy swego czasu rządzili Indiami, nie smakowało hinduskie jedzenie – zorganizowali więc system dowożenia posiłków do biur. Pudełka, zwane w Indiach tiffin boxes przemierzają dziesiątki kilometrów na rowerach, w pociągach, a czasem nawet na głowach dostawców, którym żaden korek czy wichura nie przeszkodzą w dostarczeniu menażek na czas. Sposób pracy kurierów jest w filmie dokładnie pokazany.
  Zaletą dzieła jest  obsada. Popis kunsztu aktorskiego dała tutaj Nimrat Kaur jako Ila. Jej ciągłe wołanie do ciotki mieszkającej piętro wyżej („Auntie! Auntie!”) bawiło całą widownię. Aktorka stworzyła prostą, zabawną postać budzącą sympatię widzów. Irrfan Khan jako Saajan sugestywnie pokazał rozterki osamotnionego, starzejącego się wdowca. Na długo zapada w pamięć scena, gdzie bohater, stojąc na balkonie, przygląda się z zazdrością przez okno swoim sąsiadom – licznej rodzinie jedzącej wspólnie kolację.
  W tle wydarzeń możemy podziwiać scenerię dzisiejszego Bombaju. Tłumy na ulicach i w pociągach – każdy zmierza w swoją stronę całkowicie pochłonięty własnymi sprawami. Miasto tętni życiem, dzięki czemu film jest bardziej wiarygodny i bliższy widzom.
  „Smak Curry” jest „łatwy, prosty i przyjemny” – wydaje się więc, że będzie odpowiedni dla każdego. Nie będą jednak zadowoleni po wyjściu z sali kinowej fani wartkiej akcji lub zawiłej fabuły. Jest to raczej kino przeznaczone dla ludzi delikatnych i wrażliwych. Uważam jednak, że nie jest to pozycja absolutnie obowiązkowa – jeżeli mielibyście zrezygnować z czegoś bardziej twórczego, niż ponad półtoragodzinne siedzenie w fotelu, nie warto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz