czwartek, 25 września 2014


Piętnastego września około godziny 10:00, zaledwie dwa tygodnie po rozpoczęciu roku szkolnego, II gimnazjum, spragniona nowych wrażeń, dziarsko pomaszerowała do tramwaju próbując nie zwracać na siebie zbytniej uwagi co nieco utrudniał dźwigany przez nią dwumetrowy sztandar.


Rozglądając się nerwowo na boki wysiadła na Placu Grunwaldzkim i odznaczając się białymi koszulami na tle szarych budynków, prawie biegnąc, pospieszyła do kościoła św. Stanisława Kostki, gdzie o 10:30 miało rozpocząć się spotkanie szkół noszących imię błogosławionego Jerzego Popiełuszki.

Gdy z rozwianym włosem wpadliśmy na plac przed kościołem, okazało się, że reszta uczestników już zajęła strategiczne pozycje w kolejce do wejścia. Usiłując nie odczuwać kompleksu z powodu tego, że nie jesteśmy ubrani w góralskie ani wojskowe stroje, a nasza delegacja nie składa się z dwudziestu osób, co było standardem podczas tego spotkania, usiłowaliśmy się zorganizować
(dlaczego ten sztandar jest tak dziwnie przekrzywiony, gdzie są rękawiczki,  jak trzeba założyć szarfę: białym paskiem do góry czy do dołu, z prawej na lewą, czy lewej na prawą)? Jak zweryfikowała przyszłość, nasza panika była uzasadniona, natomiast pośpiech bezpodstawny - następną godzinę spędziliśmy na przenikliwym wietrze próbując okryć się sztandarem.

O 11:30 szereg złożony z około trzydziestu szkół wreszcie ruszył. W kościele dziarskim głosem przywitał nas proboszcz (co było zrozumiałe, bo nie on spędził kilkadziesiąt minut na dworze). Msza trwała około godziny, podczas której nasz sztandar nie zmienił składu ani razu. Nie wynikało to jednak z profesjonalizmu i wytrzymałości naszego trio (Julia, ja i Filip), ale jedynie z tego, że nie było dodatkowych szarf i rękawiczek, więc nie mogły być przeprowadzone zmiany.

Na koniec nasza klasa wzięła udział w groteskowym przepychaniu się pod ołtarzem, po którym potykając się o własne nogi, cali czerwoni wytoczyliśmy się ze świątyni. Na kompletnie zdrętwiałych nogach dotarliśmy do ławki, pstryknęliśmy parę fotek i udaliśmy się na film dokumentalny o błogosławionym księdzu Jerzym Popiełuszce, który wyświetlano w budynku obok.  Film był ciekawy, ale nie wszystkim przypadł do gustu – znużony Mateusz uciął sobie drzemkę, na nasze szczęście nie chrapiąc. Obudził się w trakcie napisów końcowych.

Gonieni przez karcące spojrzenia pana z obfitym wąsem, który siedział centralnie za Matim, uciekliśmy na obiad ( bigos, woda i bułka). O 14:30, razem z resztą szkół, zwiedziliśmy muzeum poświęcone księdzu Jerzemu.  Zwiedzaniu towarzyszyły silne emocje, bo wystawa obrazowo przedstawiała męczeńskie życie błogosławionego. Największe wrażenie wywarła na wszystkich sala poświęcona bestialskiemu zamordowaniu kapłana. Mogliśmy na własne oczy zobaczyć ubranie, które miał na sobie w chwili śmierci, a także narzędzia zbrodni.

Po zwiedzaniu muzeum mieliśmy chwile wolnego, a o 15:00 wszyscy odmówiliśmy modlitwę nad grobem księdza Jerzego. O 15:20, dźwigając pamiątkowe albumy, rozeszliśmy się do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz