Kilka dni temu wspólnie z klasą wybrałam się na wystawę obrazów Aleksandra Gierymskiego. Znałam go z nazwiska i wiedziałam, że jest on rozpoznawalnym polskim malarzem. Kojarzyłam także jego najsłynniejszy obraz - ,,Pomarańczarkę”. Jednak nie była to obszerna wiedza. To, co miałam zobaczyć w Muzeum Narodowym, było więc dla mnie ogromną niespodzianką.
Miałam
duże oczekiwania i nie zawiodłam się. Wystawa absolutnie mnie
zachwyciła. Przede wszystkim kunszt Gierymskiego, ale również ilość
pokazanych w Muzeum obrazów – znalazły się tam praktycznie wszystkie
dzieła artysty. Organizatorzy ekspozycji pozwolili mówić samemu artyście jego dziełami– obrazom towarzyszyły jedynie tabliczki z nazwą i
przybliżoną datą jego powstania, a odwiedzający chodzili po dużej mapie
przedstawiającej miejsca licznych podróży malarza.
Gdy
dowiedziałam się, że idziemy na wystawę Gierymskiego, bałam się, że
oprócz ,,Pomarańczarki” nie będzie tam nic godnego uwagi. Od razu, gdy
weszłam na salę, uświadomiłam sobie, w jakim byłam błędzie. Różnorodność
dzieł – pejzaże, portrety, szkice- zwalała z nóg. Aż trudno sobie
wyobrazić, że ktoś mógł namalować tyle obrazów przez tak krótki okres
czasu (Gierymski żył zaledwie 51 lat).
Patrząc
na dzieła Gierymskiego, mam wrażenie, że autor prawie nigdy nie był z
nich zadowolony. Malował kilka wersji, zdzierał farbę, zmieniał
światło. Na wystawie można było zobaczyć, że kilka par obrazów było
identycznych, różniły się tylko światłem – pierwsza wersja była
pogrążona w półmroku, druga zaś była jasna. Zazwyczaj bardziej podobał mi się pierwowzór,
tym bardziej dziwiłam się, dlaczego malarz zadawał sobie trud, aby
zmienić coś, co w moim odczuciu było niezwykłe i wspaniale tworzyło
atmosferę obrazu. Artysta zręcznie kierował też odbiorcą – nic nie
znaczące szczegóły malował byle jak, niewyraźnie - ważne wprost
przeciwnie - w ten sposób je wydobywał, tak, że podziwiający obraz nie
zdają sobie z tego sprawy.Kolejną rzeczą, która mnie zdziwiła, ale też
wprawiła w podziw, była ilość studium do jednego obrazu- artysta
potrafił malować każdy element z osobna, a potem łączyć je w całość. To
tak powstała między innymi "Altana".
Nie
jestem w stanie wybrać pierwszej dziesiątki, a co dopiero jednego
obrazu, który spodobał mi się najbardziej. Najchętniej większość bym
kupiła – niestety, świadomość, że są one bezcenne, trochę ostudziła moje
zapędy. Dzięki wystawie udało mi się bliżej odkryć wielkiego artystę
jakim był Aleksander Gierymski. Wystawa jest niesamowita i naprawdę
warto ją zobaczyć, bo robi wielkie wrażenie. Nie czekajcie ani chwili
dłużej – macie czas do 10 sierpnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz