sobota, 5 kwietnia 2014

Wystawa Aleksandra Gierymskiego - okazja, by poznać coś oprócz ,, Pomarańczarki"


Kilka dni temu wspólnie z klasą wybrałam się na wystawę obrazów Aleksandra Gierymskiego. Znałam go z nazwiska i wiedziałam, że jest on rozpoznawalnym polskim malarzem. Kojarzyłam także jego najsłynniejszy obraz - ,,Pomarańczarkę”. Jednak nie była to obszerna wiedza. To, co miałam zobaczyć  w Muzeum Narodowym, było więc dla mnie ogromną niespodzianką.

Miałam duże oczekiwania i nie zawiodłam się. Wystawa absolutnie mnie zachwyciła. Przede wszystkim kunszt Gierymskiego, ale również ilość pokazanych w Muzeum obrazów – znalazły się tam praktycznie wszystkie dzieła artysty. Organizatorzy ekspozycji pozwolili mówić samemu artyście jego dziełami– obrazom towarzyszyły jedynie tabliczki z nazwą i przybliżoną datą jego powstania, a odwiedzający chodzili po dużej mapie przedstawiającej miejsca licznych podróży malarza.



                                    

Gdy dowiedziałam się, że idziemy na wystawę Gierymskiego, bałam się, że oprócz ,,Pomarańczarki” nie będzie tam nic godnego uwagi.  Od razu, gdy weszłam na salę, uświadomiłam sobie, w jakim byłam błędzie. Różnorodność dzieł – pejzaże, portrety, szkice-  zwalała z nóg. Aż trudno sobie wyobrazić, że ktoś mógł namalować tyle obrazów przez tak krótki okres czasu (Gierymski żył zaledwie 51 lat).

Patrząc na dzieła Gierymskiego, mam wrażenie, że autor prawie nigdy nie był z nich zadowolony.  Malował kilka wersji, zdzierał farbę, zmieniał światło. Na wystawie można było zobaczyć, że kilka par obrazów było identycznych, różniły się tylko światłem – pierwsza wersja była pogrążona w półmroku, druga zaś była jasna. Zazwyczaj bardziej podobał mi się pierwowzór, tym bardziej dziwiłam się, dlaczego malarz zadawał sobie trud, aby zmienić coś, co w moim odczuciu było niezwykłe i wspaniale tworzyło atmosferę obrazu. Artysta zręcznie kierował też odbiorcą – nic nie znaczące szczegóły malował byle jak, niewyraźnie - ważne wprost przeciwnie - w ten sposób je wydobywał, tak, że podziwiający obraz nie zdają sobie z tego sprawy.Kolejną rzeczą, która mnie zdziwiła, ale też wprawiła w podziw, była ilość studium do jednego obrazu- artysta potrafił malować każdy element z osobna, a potem łączyć je w całość. To tak powstała między innymi "Altana".
 
                         



Nie jestem w stanie wybrać pierwszej dziesiątki, a co dopiero jednego obrazu, który spodobał mi się najbardziej. Najchętniej większość bym kupiła – niestety, świadomość, że są one bezcenne, trochę ostudziła moje zapędy. Dzięki wystawie udało mi się bliżej odkryć wielkiego artystę jakim był Aleksander Gierymski. Wystawa jest niesamowita i naprawdę warto ją zobaczyć, bo robi wielkie wrażenie. Nie czekajcie ani chwili dłużej – macie czas do 10 sierpnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz