piątek, 26 grudnia 2014

Temperatury na minusie, czyli co kojarzy mi się z zimą?

Kiedyś miałam taki czas, że szczerze kochałam zimę. Tarzanie się w śniegu, robienie orłów, bitwy na śnieżki! Potem jednak całkowicie ją znienawidziłam… Głównie dlatego, że zawsze w grudniu, jakimś „magicznym” sposobem ludzie w komunikacji miejskiej mnożą się w zastraszającym tempie. Poza tym wstaję rano – ciemno, wychodzę ze szkoły – ciemno… Człowiek zaczyna się wtedy zastanawiać, gdzie podział się jego cały dzień.
No, ale po tym bardzo optymistycznym okresie w moim życiu znowu polubiłam zimę, choć już nie tak bardzo jak kiedyś. Za co można ją lubić?




1. Na pewno za świąteczną atmosferę już od połowy listopada.
Kiedy idę miastem i widzę te wszystkie świecące napisy „Wesołych Świąt!”, kolorowe lampki owinięte wokół zielonych choinek i urocze, błyszczące renifery, to od razu poprawia mi się nastrój. Jeszcze gdy w uszach grają ciche, świąteczne przeboje i Rynkowski zaczyna śpiewać, to już naprawdę niczego mi nie brakuje.






 2. Ale co to by była za zima bez lepienia bałwana? Rok temu robiliśmy je na ocenę w ramach zajęć artystycznych ;) Bałwan dziewczyn (a więc w tym mój) dostał nawet szalik, marchewkę i po jednogroszówce w miejsca oczu. Godzina ciężkiej pracy i śnieg za koszulką zostały na szczęście wynagrodzone szóstką za pracę na lekcji :)



3. W pierwszej trójce znajduje się również chodzenie po sklepach w pogoni za przecenami! Uwielbiam ten klimat zatłoczonych supermarketów i centrów handlowych. Poza tym, czy te swetry ze świątecznymi akcentami nie są urocze? Co roku kupuję sobie też sztuczny śnieg w sprayu i robię ciekawe dekoracje na oknach albo ozdabiam pokój kolorowymi lampkami. Wtedy biorę jakąś dobrą książkę i, kiedy zaopatrzę się także w gorącą herbatę, mam ochotę nigdzie stamtąd nie wychodzić.




4. Z zimą kojarzy mi się oczywiście jazda na sankach i nartach! Zawsze z braćmi stajemy się prawdziwymi kaskaderami i z prędkością  światła suniemy w trójkę na jednych sankach. Jeśli chodzi o narty, to jeżdżę dość rzadko i niezbyt dobrze, ale tak czy siak zabawa jest przednia. Zawsze miałam obawy, że wywrócę się zjeżdżając, ale teraz, gdy już coś takiego mi się przydarzy, a na szczęście nie jest to jeszcze moją rutyną, śmieję się głośno, ewentualnie lekko kuśtykając na jedną nogę… ;) Podsumowując – uwielbiam zabawy na śniegu.




5. To pewnie oczywiste i każdy mógłby wymienić taki argument, ale jednak nie mogę go pominąć. W grudniu zawsze najbardziej uderza mnie wigilijna atmosfera robienia wszystkich świątecznych potraw. Zaczynając od pierników korzennych z lukrem, idąc przez liczne ciasta i słodycze, a kończąc na moich ukochanych pierogach z grzybami, uszkach i barszczu, a także krokietach ziemniaczanych. Zawsze zachwycam się tym nastrojem i z niecierpliwością czekam na gości, potem na „przyjście Mikołaja” i wreszcie na obowiązkową pasterkę, która też jest moim zdaniem bardzo klimatyczna.



6. No i oczywiście Sylwester! Nie można zapomnieć o dobrej zabawie, kiedy kilka dni wcześniej człowiek najadł się za trzech. Trzeba wszystko wytańczyć i wyskakać, odliczać z kieliszkiem „Piccolo” w ręku ostatnie sekundy do nowego roku, a potem popatrzeć, jak tata puszcza fajerwerki i jeden prawie spada mu na głowę. Ten dzień (i noc) zajmują drugie, po Bożym Narodzeniu miejsce w kategorii „Ulubione święto Julii”.





To już chyba wszystkie elementy, które najbardziej kojarzą mi się z zimą. Mogłabym wymienić jeszcze wiele mniej ważnych, ale szkoda czasu, bo i tak połowa to tylko moje obsesje związane ze świętami ;). Mam nadzieję, że w tym roku będzie tak samo jak zawsze, a może nawet lepiej. Radzę Wam wszystko dobrze zaplanować, bo naprawdę jest co robić!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz