Kiedyś
miałam taki czas, że szczerze kochałam zimę. Tarzanie się w śniegu, robienie
orłów, bitwy na śnieżki! Potem jednak całkowicie ją znienawidziłam… Głównie
dlatego, że zawsze w grudniu, jakimś „magicznym” sposobem ludzie w komunikacji
miejskiej mnożą się w zastraszającym tempie. Poza tym wstaję rano – ciemno,
wychodzę ze szkoły – ciemno… Człowiek zaczyna się wtedy zastanawiać, gdzie
podział się jego cały dzień.
No, ale po tym bardzo optymistycznym okresie w moim życiu znowu polubiłam zimę,
choć już nie tak bardzo jak kiedyś. Za co można ją lubić?
1. Na pewno za świąteczną atmosferę już
od połowy listopada.
Kiedy idę miastem i widzę te wszystkie świecące napisy „Wesołych Świąt!”, kolorowe lampki owinięte wokół zielonych choinek i urocze, błyszczące renifery, to od razu poprawia mi się nastrój. Jeszcze gdy w uszach grają ciche, świąteczne przeboje i Rynkowski zaczyna śpiewać, to już naprawdę niczego mi nie brakuje.
Kiedy idę miastem i widzę te wszystkie świecące napisy „Wesołych Świąt!”, kolorowe lampki owinięte wokół zielonych choinek i urocze, błyszczące renifery, to od razu poprawia mi się nastrój. Jeszcze gdy w uszach grają ciche, świąteczne przeboje i Rynkowski zaczyna śpiewać, to już naprawdę niczego mi nie brakuje.
2. Ale co to by była za zima bez lepienia bałwana?
Rok temu robiliśmy je na ocenę w ramach zajęć artystycznych ;) Bałwan dziewczyn
(a więc w tym mój) dostał nawet szalik, marchewkę i po jednogroszówce w miejsca
oczu. Godzina ciężkiej pracy i śnieg za koszulką zostały na szczęście
wynagrodzone szóstką za pracę na lekcji :)
3. W pierwszej trójce znajduje się również chodzenie
po sklepach w pogoni za przecenami! Uwielbiam ten klimat zatłoczonych
supermarketów i centrów handlowych. Poza tym, czy te swetry ze świątecznymi
akcentami nie są urocze? Co roku kupuję sobie też sztuczny śnieg w sprayu
i robię ciekawe dekoracje na oknach albo ozdabiam pokój kolorowymi lampkami.
Wtedy biorę jakąś dobrą książkę i, kiedy zaopatrzę się także w gorącą herbatę,
mam ochotę nigdzie stamtąd nie wychodzić.
4. Z zimą kojarzy mi się oczywiście jazda na
sankach i nartach! Zawsze z braćmi stajemy się prawdziwymi kaskaderami
i z prędkością światła suniemy w trójkę na jednych sankach. Jeśli chodzi
o narty, to jeżdżę dość rzadko i niezbyt dobrze, ale tak czy siak zabawa
jest przednia. Zawsze miałam obawy, że wywrócę się zjeżdżając, ale teraz, gdy
już coś takiego mi się przydarzy, a na szczęście nie jest to jeszcze moją
rutyną, śmieję się głośno, ewentualnie lekko kuśtykając na jedną nogę… ;)
Podsumowując – uwielbiam zabawy na śniegu.
5. To pewnie oczywiste i każdy mógłby wymienić taki
argument, ale jednak nie mogę go pominąć. W grudniu zawsze najbardziej uderza
mnie wigilijna atmosfera robienia wszystkich świątecznych potraw.
Zaczynając od pierników korzennych z lukrem, idąc przez liczne ciasta i
słodycze, a kończąc na moich ukochanych pierogach z grzybami, uszkach i
barszczu, a także krokietach ziemniaczanych. Zawsze zachwycam się tym nastrojem
i z niecierpliwością czekam na gości, potem na „przyjście Mikołaja” i wreszcie
na obowiązkową pasterkę, która też jest moim zdaniem bardzo klimatyczna.
6. No i oczywiście Sylwester! Nie
można zapomnieć o dobrej zabawie, kiedy kilka dni wcześniej człowiek najadł się
za trzech. Trzeba wszystko wytańczyć i wyskakać, odliczać z kieliszkiem
„Piccolo” w ręku ostatnie sekundy do nowego roku, a potem popatrzeć, jak tata
puszcza fajerwerki i jeden prawie spada mu na głowę. Ten dzień (i noc) zajmują
drugie, po Bożym Narodzeniu miejsce w kategorii „Ulubione święto Julii”.
To
już chyba wszystkie elementy, które najbardziej kojarzą mi się z zimą. Mogłabym
wymienić jeszcze wiele mniej ważnych, ale szkoda czasu, bo i tak połowa to
tylko moje obsesje związane ze świętami ;). Mam nadzieję, że w tym roku będzie
tak samo jak zawsze, a może nawet lepiej. Radzę Wam wszystko dobrze zaplanować,
bo naprawdę jest co robić!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz